Mam spostrzeżenie, z kategorii „clash of civilizations na co dzień”. W
zeszłym tygodniu gościem PISM był niejaki A.Wess Mitchell, szef amerykańskiego think tanku zajmującego się relacjami
Stanów Zjednoczonych z Europą Środkową - CEPA (mówił o Europie Środkowej w
amerykańskiej polityce zagranicznej). Jak to elokwentny Amerykanin, szeroko
szafował metaforą i właśnie jedna z takich metafor dała mi do myślenia. Otóż,
mówiąc o tym, jak rozkładają się światowe siły mocarstwowe, pan Mitchell
przyrównał Rosję do starego dziada, kaszlącego gdzieś w tylnym kącie sali oraz
Chiny do młodzieńca, który prze do przodu z wypięta piersią. Czemu ta metafora
jest ciekawa, a jednocześnie nieco kontrowersyjna – szczególnie zważywszy na
temat? Ano ze względu na różne postrzeganie wieku i idącego za nim prestiżu
społecznego w Azji Wschodniej (w której kierunku zwracają się ostatnimi czasy Stany
Zjednoczone – o czym też była mowa podczas debaty) i u nas. No, bo przecież w
mentalności wyrastającej z chińskiego dziedzictwa kulturowego młodzieniec nic
nie znaczy, a szacunek i poważanie należy się starcowi. Konfucjanizm, na którym
opierają się wschodnio-azjatyckie układy społeczne, uczy, że szacunek bezwzględnie
należy się przede wszystkim starcowi, a młody musi sobie na niego dopiero zapracować
(również dorosnąć). Woli ojca absolutnie nie wolno się przeciwstawić, synek nie
ma nic do gadania.
Czy Chińczyk (gdyby taki
potencjalnie znalazł się na sali) nie poczułby się urażony przyrównaniem Kraju
Środka do młodziana, żółtodzioba, wyrostka? Oczywiście problem jest szerszy,
nie dotyczy samych tylko Chin. Czytałam gdzieś, że jednym z powodów, dla
których Polska poniosła tak sromotną klęskę handlową w powojennym Iraku był
kompletny brak przygotowania socjologiczno-kulturowo-dyplomatycznego naszych
negocjatorów. Podobno do negocjacji umów handlowych wysłaliśmy tam młodą
kobietę. Przy całym moim liberalizmie, feminizmie i w ogóle hej do przodu…
Trzeba było wysłać kaszlącego dziada!
Dużo mówi się ostatnio o schyłku
mocarstwowości Stanów Zjednoczonych, o tym, że Europa nie potrafi rozmawiać z
Chinami (na tematy gospodarcze, ani żadne inne), a powinna, bo przyszłość, to
Chiny, nie Zachód. Słuchałam niedawno rozmowy
z popularnym algierskim pisarzem, Yasminą Khadrą, którego zdaniem w ogóle nie
ma czegoś takiego, jak zderzenie cywilizacji, bo cywilizacje, to tylko ludzie. Tylko
co, kiedy ludzie nie potrafią się porozumieć, ponieważ postrzegają świat i
relacje społeczne w inny sposób? Zgadzam się, że początkowy brak zrozumienia we
wzajemnych relacjach nie musi skazywać ładu światowego na unicestwienie i nie ma powodu, dla którego osoby z różnych kręgów kulturowych nie miałyby się porozumieć, jednak
nie odniesiemy sukcesu handlowego ani politycznego, naiwnie zakładając, że różnic
kulturowych nie ma, czy też, że są one na tyle nieistotne, że szkoda czasu na
zawracanie sobie nimi głowy. Owszem, można unieść się honorem i oczekiwać, że
druga strona dostosuje się do nas, ale – powiedzmy sobie szczerze – komu tutaj
bardziej zależy i kto więcej straci, zostając w tyle?
Mimo wszystko, pozwolę sobie zakończyć optymistyczną nutą ;)
Mimo wszystko, pozwolę sobie zakończyć optymistyczną nutą ;)
Komentarze
Prześlij komentarz