Day 2. Poniedziałek, 18. czerwca 2012 roku


Karaluch! Mojej łazience! Wielkości słonia! Rudy! Miał czułki, jak mój niegdysiejszy kot (niech mu transcendentne myszy lekkostrawnymi będą)! Przy okazji okazało się, że tylko Simon był na tyle dzielny, żeby go zatłuc. Ahmed chce rozpylać koreański trujący gaz w mieszkaniu, a ja zaproponowałam, żebyśmy przygarnęli kota.
Simon mówi, że karaluchy w Egipcie to normalne, że są w każdym mieszkaniu i jeśli są duże, to dobrze, bo te, które mieszkają na stałe są małe. Ten był ogromny.

A propos kotów. Jak to w krajach Śródziemnomorza, pełno ich na ulicach. Chudych, brudnych, wyleniałych, rozwalonych w słońcu. Tymczasem na targu niedaleko mojej pracy sprzedają koty. W klatach. Tamte są czyste pewnie… Ale trochę nie chce mi się wierzyć, że nie zostały złapane gdzieś między podwórkami… Jeden nawet wyglądał persowato…

Poza tym miałam dziś całkiem owocny dzień. Założyłam konto w banku i kupiłam sobie lokalny numer telefonu. Oczywiście konto będzie aktywne za jakieś 10 dni, kiedy przyjdzie karta debetowa. Ponieważ moja ulica nie ma nazwy i nie wiem, gdzie dokładnie mieszkam, karta przyjdzie do pracy, do Instytutu Szwedzkiego.
Także, jeśli nie będę Wam odpowiadać na smsy, to pewnie będę miała w telefonie lokalny numer. Zainteresowanym chętnie podam go na, tzw. privie. Piszcie J Acha, jeszcze jedna ważna informacja: w pracy mamy blokowany Gmail, Yahoo i inne tego typu serwisy (żeby nie było, Facebook działa). A że nie mamy na razie Internetu w domu, w tej chwili w ogóle nie mam dostępu do swojej prywatnej poczty. Podobno to nie jest blokowane na wszystkich komputerach, ale szczegółów nie znam na razie, więc zobaczymy, może się jakoś sytuacja rozwinie. Chętnym mogę podać adres służbowy, ale to raczej w sprawach wyjątkowo ważnych, no bo, wiadomo, z tymi służbowymi, to nigdy nie wiadomo… Oczywiście, kiedy to czytacie, mam już dostęp do jakiegoś Internetu i niewykluczone, że sytuacja się zmieniła… Jutro biorę laptop do pracy (chwilowo nie zaoferowali mi sprawnego komputera), może uda mi się uaktualnić blog. Trzymajcie kciuki! ;)

Acha, no i Morsi wygrał wybory. To ten z Bractwa Muzułmańskiego. Niedługo wszyscy będziemy chodzili w chustkach… 


POPRAWKA: Przyniosłam dziś do pracy mój własny laptop i tutaj Gmail działa normalnie.

Komentarze

  1. Karaluchy! Ha! Mówiłem! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresuj sie czy sa skorpiony - tak na wszelki wypadek ;) A co do chustek i szalikow - one daja niesamowita ilosc mozliwosci stylizacji i kolorow - i to nawet bywa fajne:D Np. w u mnie kobiety dobieraja do szalika buty i torebke. No i trzeba sie nauczyc to wiazac. Gdzies na poczatku uslyszalam, ze wiaze szalik ja "stara kobieta". Takze chusty sa smieszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, to Ty? :) Co tam w Afganistanie? Dolecialas juz, czy jeszcze lecisz? Musze sie kiedys wybrac do Kijowa...

      Usuń
  3. A propos karaluchów:
    http://edibug.files.wordpress.com/2010/05/sushi-bizarre-101.jpg
    Tylko że tam piszą, że takich domowych nie powinno się jeść :(

    Nie możesz spytać jakiegoś lokalsa/sąsiada jaki tam jest adres?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz